Łucja Mańk, od 3 lat pracuje w firmie Rafcom, najpierw jako specjalista ds. marketingu, a obecnie kierownik działu marketingu i administracji. To jej pierwsza praca związana z branżą PBS, ale jak przyznaje jedna z tych, które dają jej najwięcej satysfakcji i nowych wyzwań. Prywatnie to mama 17-letniego Filipa i 13-letniej Lidii oraz posiadaczka dwóch uroczych kotów o imionach Boruc i Ninja. Trudno uwierzyć, że wśród tak wielu obowiązków potrafi znaleźć czas dla siebie i swojej pasji. I to jakiej pasji! W rozmowie opowiedziała nam larpach, o tym jak to jest przez chwilę stać się kimś innym, wcielić się w rolę, improwizować.
„Mam, tak samo jak ty, miasto moje, a w nim…” śpiewał Czesław Niemen – a czy dla pani miejsca mają jakieś szczególne znaczenie? To gdzie się pani wychowała, dorastała… A może teraz ma pani jakieś takie swoje szczególne miejsce?
Nie przywiązuję się za bardzo do miejsc, raczej do ludzi. Bardzo lubię góry, moje ulubione to Bieszczady, gdzie staram się wracać raz na jakiś czas. Chętnie podróżuję, lubię odwiedzać nowe, nie znane mi wcześniej miejsca, ale po wszystkich wojażach z przyjemnością wracam do domu.
Czasem nie wszystko idzie po naszej myśli, mamy milion spraw na głowie, trudno się oderwać od natłoku obowiązków – jakie ma pani sposoby na relaks po ciężkim dniu?
Najłatwiej o relaks wśród bliskich osób – przyjaciół lub rodziny. Spotkania, rozmowy, wspólne spędzanie czasu, gotowanie i jedzenie, gry. Jeśli nie mam tyle czasu, idealnym rozwiązaniem jest rysowanie przy jednoczesnym słuchaniu książki z audiobooka. Przyjemne z pożytecznym, a relaksuje jak nic innego.
A jak najbardziej lubi pani spędzać swój wolny czas? Co jest pani pasją – zajęciem, bez którego nie wyobraża sobie pani normalnie funkcjonować?
Moją pasją są wszelkie gry – od planszowych, przez rpgi (RPG – roll playing game) do larpów (LARP – live action roll playing game). Ale najbardziej – zdecydowanie larpy.
Czym są larpy, gdyby mogła pani wyjaśnić w kilku zdaniach?
Larp to rodzaj gry, działanie na pograniczu teatru i gry fabularnej. W trakcie larpa uczestnicy – gracze odgrywają swoje role (trochę jak w improwizowanym teatrze), wspólnie tworzą i przeżywają pewną opowieść, historię, która zwykle mieści się w pewnych ramach fabularnych. Akcja larpa może bazować zarówno na fikcji, fantastyce, jak i na świecie rzeczywistym. Może być to zarówno Wiedźmin czy Gra o Tron, jak i larp oparty na wydarzeniach z XVI wieku czy dziejący się we współczesnych realiach lub w przyszłości.
Grę tworzy Mistrz Gry (zwany w skrócie MG), czasem jest ich kilku, przy dużych grach – nawet kilkunastu. Tworzą oni zarys fabuły, scenariusz całej historii, na bazie której pisane są karty postaci. Są to skrypty dla graczy, które zwykle przedstawiają historię postaci, jej motywację, czasem jej dążenia czy charakter. Karta postaci jest zazwyczaj inspiracją do odgrywania postaci, wejścia w jej emocje i sposób myślenia, a nie instruktaż, co należy dokładnie robić czy mówić.
Oprócz tego ważne w larpach są stroje – kostiumy – które pozwalają się lepiej wczuć w klimat gry i utożsamiać się z postacią (rolą). Ubiór często jest niezwykle istotną częścią postaci, odbiciem jej charakteru, częścią jej tożsamości. Podobnie charakteryzacja (makijaż, fryzura, dodatki), która nie zawsze jest potrzebna, ale czasem bywa po prostu niezbędna, zwłaszcza w realiach fantastycznych.
Co ważne, w odróżnieniu od teatru larp jest improwizacją, czyli w dużej mierze to, co dzieje się na grze, zależy od graczy, od podjętych przez nich działań i decyzji.
Od ilu lat się tym pani zajmuje i jak się to wszystko zaczęło?
Na udział w larpie kilka lat temu namówiła mnie przyjaciółka, była to gra w świecie Wiedźmina. Dosyć nieufnie podeszłam do tego wydarzenia, nie byłam pewna, czego się spodziewać. Na samej grze było chyba ze 40 osób, z czego znałam tylko 3. Ale i tak wkręciłam się i spodobało mi się wejście do innego świata. W pierwszym toku wzięłam udział w dwóch larpach, w drugim – kilkunastu. A potem zaczęłyśmy razem robić gry. Zaczęłam jeździć na wydarzenia larpowe do innych miast, pojechałam na mój pierwszy konwent larpowy, potem na konferencję larpową… Po 2 latach już wiedziałam, że larpy są czymś, bez czego nie mogę żyć.
Kim są osoby, które razem z panią uczestniczą w larpach? To grupa przyjaciół, którzy wcześniej się znali czy nowopoznane osoby?
Różnie, to zależy od tego, jaka to jest gra, gdzie się odbywa, dla kogo i w jakich okolicznościach została zrobiona lub wystawiona. Na konwencie fantastyki, np. Pyrkonie (w Poznaniu), Coperniconie (w Toruniu) czy Falkonie (w Lublinie), na które zjeżdżają fani fantastyki (ale także larpów) z całego kraju znacznie większa szansa jest na to, że zagramy w larpie z nieznanymi osobami. Z kolei jeśli ktoś już dłużej larpuje i pojedzie np. na festiwal innowacji larpowych Dreamhaven (w Borach Tucholskich), jest duża szansa, że będzie znał większość osób, z którymi zetknie się na larpie. Natomiast jeśli ktoś regularnie bierze udział w grach organizowanych przez jakąś grupę larpową w swoim mieście, to bardzo prawdopodobne, że na grze spotka samych znajomych.
Larpują różni ludzie – zarówno dzieci, nastolatkowie, studenci, jak i dorośli w każdym wieku; osoby uczące się i pracujące, o różnych zawodach, profesjach, przekonaniach, o różnym spojrzeniu na świat.
Czy larpy to pewnego rodzaju teatr uliczny? I czy to pani pierwsza styczność z „aktorstwem”? Czy ta pasja rozwijała się na przełomie lat?
Nie nazwałabym larpów teatrem ulicznym – rzadko kiedy dostępne są dla widzów. To raczej teatr improwizowany.
Jako dziecko uczęszczałam do Ogniska Teatralnego Haliny i Jana Machulskich w Teatrze Ochoty, więc teatr szybko stał się moją pasją. Na studiach grałam też w teatrze studenckim „Scena Pigas”. Do tej pory – chociaż już rzadziej niż kiedyś – lubię chodzić do teatru. Tak naprawdę wszelkie „aktorstwo” było zawsze dla mnie próbą charakteru i pracą nad sobą. Jako dziecko byłam bardzo nieśmiała i występowanie przed publicznością było dla mnie trudne; w Ognisku Teatralnym musiałam przełamać swoje obawy. Teraz larpy są – podobnie jak kiedyś – okazją do odnajdowania się w nowych sytuacjach, radzenia sobie z trudnościami i pokonywania własnych ograniczeń.
Na stronie grupy Sabat Team możemy przeczytać, że wszyscy jej członkowie mają nadane specjalne imiona – jakie ma Pani i dlaczego akurat to? Jaką funkcję pełni pani w grupie?
Sabat Team to stowarzyszenie larpowe, w którym działam i w ramach którego robimy larpy w grupie znajomych, jestem jego prezeską. Działamy od kilku lat, na początku robiliśmy nieduże, lokalne gry m.in. larpy w świecie Robin Hooda czy gry historyczne – sarmacki lub słowiański, a także sf. Teraz coraz częściej porywamy się na nieco większe projekty dla graczy z całej Polski – np. Szemrana Ferajna – larp w klimatach międzywojennej warszawskiej Pragi czy San Escobar – satyryczny larp sensacyjno – obyczajowy. Na wiosnę planujemy dwudniową grę na 120 osób na Zamku w Rawie Mazowieckiej w klimatach szlacheckich z XVII wieku.
Ksywki czy też nicki to zwyczajowe nazwy, którymi zwracamy się do siebie. Oczywiście nie wszyscy je mają. Czasami pochodzą one od postaci, którą graliśmy na jakimś larpie, czasem to przybrany pseudonim, a czasem ksywka związana z jakąś sytuacją, z którą kojarzy się dana osoba.
Mojej ksywki – Erenis – używam rzadko. Było to imię postaci, którą odgrywałam podczas larpa Gra o Tron kilka lat temu (na grze były tez postacie niekanoniczne, czyli takie, które nie pojawiły się w książkach ani w filmie, ale zostały wymyślone na potrzeby gry). Do odgrywania tej postaci byłam ucharakteryzowana tak, że nie poznały mnie nawet osoby, które dobrze mnie znały.
Jaka była najciekawsza opowieść, jaką przyszło pani odgrywać w larpach?
To bardzo trudne pytanie. Tych opowieści było mnóstwo, a każda z nich – fascynująca i porywająca. Każda też czegoś mnie nauczyła. Myślę, ze szczególnie ważna była dla mnie postać baronowej Veronici Lorenzi z larpa „Bal Marionetek – Karnawał”, który lubelska grupa larpowa Lublarp zorganizowała jesienią 2016 roku w Pałacu w Puławach.
Ta gra opierała się na świecie „Monastyr” który utrzymany w konwencji dark fantasy w realiach płaszcza i szpady. Był to prawdziwy bal, z muzyką i tańcami, w pięknej pałacowej sali balowej. Moja postać była seniorką rodu, z dwoma dorastającymi córkami na wydaniu. Wplątana w sieć intryg i układów, do tego dość mocno związana z magią, Veronica miała mnóstwo rozterek, z którymi przyszło jej się zmierzyć podczas balu. Z jednej strony miała osoby, które ją wspierały – siostrę, kuzynkę, przyjaciółki, ale były również osoby, które jej zagrażały. Dysponowała pewną formą władzy, lecz mogła użyć jej tylko w ograniczonym zakresie, a ilość informacji, w których była posiadaniu, nie wystarczały do podejmowania rozsądnych decyzji. Ostatecznie wyszła z rozgrywki obronną ręką, było to jednak kilka godzin spiskowania, kombinowania i analizowania – w pięknym otoczeniu, balowej sukni i wybornym towarzystwie. Jeszcze 2 tygodnie wychodziłam z tej gry. Bo tak się zdarza, gdy jakąś postać, którą odgrywamy, odczujemy szczególnie mocno, to trudno nam potem „wyjść” z roli, powrócić do normalnego, codziennego świata. Przez jakiś czas czujemy jeszcze jej emocje, pamiętamy jej doznania. Teoretycy nazywają to zjawisko bleed (ang. krwawienie) – jest to przenikanie się cech i emocji gracza i postaci podczas larpa.
Myślę, że udział w tego typu „zabawach” wymaga naprawdę kreatywnego umysłu, ale też otwartości, odwagi i dużo dystansu do samego siebie – czy taka właśnie pani jest? Jak sama by Pani siebie opisała?
Otwartość – na pewno tak, trzeba się otworzyć na nowe doświadczenia, na innych ludzi, trzeba wyjść ze swojej „skorupki”. Kreatywny umysł przydaje się głównie mistrzom gry przy tworzeniu nowych gier, natomiast przy wczuwaniu się w postać graczom zdecydowanie przydają się wyobraźnia oraz empatia. Odwaga – tak naprawdę potrzebna jest tylko za pierwszym razem Kiedy pierwszy raz jest się graczem, ale także kiedy pierwszy raz bierze się udział w dużym larpie albo w nowym jego gatunku (jest bardzo wiele gatunków larpów, w tym gry eksperymentalne). I oczywiście kiedy pierwszy raz robi się swoją własną grę – wtedy tej odwagi potrzeba najwięcej.
Dystans do siebie na pewno się przydaje, żeby umieć oddzielić siebie – gracza od siebie – postaci, bo to bardzo ważne. Tak samo jak oddzielenie innych osób od granych przez nie postaci – może bowiem się okazać, ze ktoś, kto na co dzień jest naszym przyjacielem, na larpie odgrywa wroga granej przez nas postaci; to bywa trudne.
Myślę, że jestem dość otwarta, bywam odważna, niekiedy zdarza mi się być kreatywną i z pewnością mam za mało dystansu do samego siebie. Na pewno jestem ciekawa innych ludzi, nowych doświadczeń i przeżyć.
Każde doświadczenie w życiu czegoś nas uczy i pewnie też trochę zmienia. Co zmieniła w pani ta pasja? Może dowiedziała się pani czegoś, czego nigdy by się pani po sobie nie spodziewała?
Bardzo wiele się nauczyłam dzięki larpom, głównie o samej sobie, ale także o innych ludziach. Dzięki wchodzeniu w role, w różne postacie, często bardzo inne charakterologicznie od nas samych, zauważamy bardzo wyraźnie, co tak naprawdę jest dla nas ważne, jacy chcielibyśmy być, jakie są nasze słabości, a jakie mocne strony.
Co we mnie zmieniły larpy? Myślę, że nauczyłam się wnikliwiej obserwować świat, lepiej rozumieć innych ludzi, ich intencje i potrzeby. To bardzo cenna i pożyteczna lekcja.
Na koniec zadam jeszcze pytanie o pracę – za co najbardziej ją pani ceni?
Myślę, że najbardziej lubię w mojej pracy różnorodność – nie sposób się w niej nudzić, ciągle jest coś nowego i innego do zrobienia. Cenię ją za wyzwania, które mi stawia, a także za możliwość pracowania z ludźmi, co jest dla mnie ważne.
Dziękuję za rozmowę.