Jak szacuje resort finansów, o 1,2% zmalały dochody z podatku VAT w pierwszych trzech kwartałach br. w porównaniu z analogicznym okresem ub.r. Wcześniej prognozowano, że w 2020 roku państwo zyska z tego tytułu ok. 195 mld zł. Według prof. Modzelewskiego, należy oczekiwać co najwyżej 180 mld zł, tj. o ok. 10% mniej. Inni dodają, że w obecnym kwartale pewny jest dalszy spadek wpływów z VAT-u, choć końcówka roku zazwyczaj bywa dobra pod tym względem. Powód jest dość prosty. Obecnie społeczeństwo zaczyna bardziej oszczędzać, spada konsumpcja, a to z reguły niekorzystanie wpływa na gospodarkę. Jednak eksperci uspokajają, że państwo jest przygotowane na taki scenariusz.
VAT w dół
Od stycznia do końca września 2020 roku dochody budżetu państwa były wyższe o 8,5 mld zł w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku. Natomiast wpływy z podatku VAT były niższe o 1,2% r/r, tj. ok. 1,6 mld zł. Tak wynika z komunikatu Ministerstwa Finansów nt. szacunkowego wykonania budżetu państwa w okresie styczeń-wrzesień 2020 roku.
– W ubiegłym roku wpływy z podatku VAT wyniosły 186 mld złotych, a na ten zapowiadano ok. 195 mld zł. To prognoza zupełnie nierealna ze względu na to, co się dzieje od marca br. Po tych wszystkich przedłużających się, pełzających i narodowych lockdownach może w tym roku osiągniemy ok. 180 mld złotych. To jest więc regres prawie 20 mld w optymistycznym wariancie – komentuje prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów.
Jak podkreśla prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, na dochody z podatku VAT powinniśmy patrzeć w relacji do PKB. W latach 2016-19 mieliśmy dobrą koniunkturę, więc one rosły szybciej niż produkt krajowy brutto. Teraz jest recesja i należy oczekiwać zmiany tej sytuacji. Ekspert zaznacza, że w tym roku prognozowany jest spadek PKB o 3-4% w stosunku do ubiegłego roku, a VAT może skurczyć się jeszcze bardziej.
– W czwartym kwartale br. pewny jest spadek wpływów z VAT. Jednak dziś trudno oszacować skalę tego zjawiska, ponieważ nie wiemy, jakie obostrzenia będą obowiązywać w najbliższych tygodniach. W Polsce około 50% PKB to jednak eksport, ale pozostałą część generujemy naszą pracą i dokonywanymi zakupami – mówi Piotr Kuczyński, wieloletni analityk rynków finansowych.
Z kolei prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, zaznacza, że czwarty kwartał jest z reguły korzystny dla dochodów budżetu państwa z tytułu VAT. Dzieje się tak m.in. ze względu na rosnące obroty w związku ze świętami i zwyczajami zakupowymi Polaków. Co prawda pandemia zmienia modele naszego życia, w tym zakupów w gospodarstwach domowych, ale jednak duża część aktywności pozostaje. Istotne przy tym jest to, że działania rządu ukierunkowane są na wspieranie zatrudnienia i przeciwdziałanie zwolnieniom pracowników w przedsiębiorstwach.
– Wpływy z VAT to jest średnio około 7% PKB, a jednocześnie ok. 40% dochodów podatkowych i około 18% dochodów publicznych. W przypadku tych ostatnich największą część stanowią składki emerytalno-rentowe. Oprócz tego są tzw. dochody niepodatkowe. I okazuje się, że one w pierwszym półroczu były całkiem duże – analizuje prof. Gomułka.
Ratunkowy dług
Jak zaznacza Piotr Kuczyński, Polacy są przestraszeni i obawiają się drugiego lockdownu. Niektórzy mówią o trzeciej, czwartej i kolejnych falach zakażeń. Jeśli zwykły Kowalski ma możliwość odłożenia jakiejś kwoty z wynagrodzenia, to raczej stara się tak robić, a nie szuka kolejnych wydatków. Ekspert podkreśla, że gospodarka mocno odczuje to, że spadnie chęć do wydawania pieniędzy i zaciągania kredytów. Jeżeli ograniczymy kupowanie, to oczywiście zmniejszy się również produkcja. Dlatego w tej sytuacji najważniejsza jest postawa konsumenta.
– Widać, że gaśnie popyt konsumpcyjny. Głównym czynnikiem decydującym o spadku dochodów z VAT-u jest sytuacja na rynku paliw. Zawsze pierwszym podatnikiem tej daniny i akcyzy był PKN Orlen, a w ostatnich miesiącach mniej jeździliśmy. Wszystkie branże konsumpcyjne objęte stawkami podstawowymi już notują spadki na poziomie 15-20%. Przy kolejnych ograniczeniach będzie to powyżej 20% patrząc rok do roku. A przecież są też branże w stanie katastrofy, m.in. eventowa czy weselna – dodaje prof. Modzelewski.
Gospodarka to złożony system naczyń połączonych. Problemy jednej branży wpływają też na inne podmioty, co podkreśla prof. Mączyńska. Prezes PTE zaznacza, że np. gastronomia była jednym z największych odbiorców drobiu. Teraz zmuszona jest ograniczyć zakupy, co odczuwa ten sektor. Ale jednocześnie są branże zwiększające obszar aktywności. Dotyczy to m.in. szeroko rozumianej branży cyfrowej, ale też deweloperów, którzy wciąż wykazują wysoką aktywność w budowaniu nie tylko obiektów mieszkalnych, lecz także powierzchni magazynowych.
– Ogólnie sytuacja budżetu centralnego nie jest specjalnie zła w stosunku do planów. Jeśli pojawią się odchylenia od prognoz dot. podatku VAT, to będą prawdopodobnie w skali niewielkiej w relacji do ogólnej sumy wydatków państwa. Możliwości finansowania potrzeb budżetu centralnego w roku 2020 są pewne. Ministerstwo Finansów bezpośrednio i pośrednio poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego oraz Polski Fundusz Rozwoju sprzedało bardzo dużo skarbowych papierów wartościowych NBP i bankom komercyjnym. I w związku z tym ma na swoich kontach całkiem duże kwoty rezerw do wykorzystania w najbliższych miesiącach – mówi główny ekonomista BCC.
Z kolei według Piotra Kuczyńskiego, na pewno państwo jest przygotowane do sytuacji związanych z mniejszymi wpływami. Rząd zawsze może np. zadłużyć się, a NBP – dopisać zero przed przecinkiem i mieć 10 razy więcej pieniędzy. Jak zaznacza ekspert, nasz dług wynosi sześćdziesiąt kilka procent do PKB. To stosunkowo niewiele w porównaniu z Niemcami – 85% czy Stanami Zjednoczonymi – 106%. Kolejne 2% PKB, czyli 40 mld zł, nie zmieni radykalnie sytuacji. Rząd będzie miał pieniądze do momentu, w którym rynki finansowe nie zaczną atakować najbardziej zadłużonych.
– Czym więcej się zadłużymy, tym mniej będziemy biedni – taka jest prawda, a nie odwrotnie. Najbardziej zadłużeni na świecie są najbogatsi. Bo swoje bogactwo budują m.in. na długu. Pieniędzy na świecie jest dużo, instytucje finansowe mają nadpłynność gigantyczną, bo gospodarka siada. Będziemy się więc zadłużać – przekonuje były wiceminister finansów.
Zdaniem prof. Mączyńskiej, sam proces zadłużenia nie powinien być traktowany jako zjawisko wyłącznie negatywne. Dług to jest narzędzie i to od zadłużającego się zależy, czy i w jakim stopniu je wykorzysta. Jeżeli zostanie on efektywnie zagospodarowany, to będzie sprzyjał rozwojowi. Ale dłużnik może też znacznie pogorszyć swoją sytuację, jeśli wymagana należność nie zostanie wykorzystana na cele prorozwojowe.