Dobre, bo polskie, krajowe, nasze, rodzime, tutejsze, swojskie. Czy warto chwalić swoje, a nie cudze? Warto! Bo i mamy czym się chwalić. Na ojczystym rynku funkcjonuje wiele firm rdzennie polskich, które tworzą swoje produkty na miejscu, a potem sprzedają nie tylko u nas, ale również za granicą. Firmy te – czasami o niezwykłych historiach, niemalże jak z cyklu „Od zera do milionera” – po często trudnych początkach potrafiły wejść na rynek i na nim pozostać. Trwają tak już od kilkunastu, kilkudziesięciu, a niektóre nawet od ponad stu lat, pokazując, że można i że czasami warto zaryzykować. A więc ku pokrzepieniu serc, Polacy!
Bohaterami tej opowieści są niezwykli ludzie, którzy mieli odwagę wcielić swoje pomysły w życie. Stworzyć coś od początku do końca. Urzeczywistnieniem tych marzeń są firmy funkcjonujące w branży PBS do dzisiaj, będące markami samymi w sobie. To m.in.: Biurfol, Granit, NC Koperty, Panta Plast, Rystor, St-Majewski, Typograf, VauPe, Verte i wielu innych. A teraz ich historie.
Pierwsze kroki
Początki zawsze są trudne, zwłaszcza kiedy zaczyna się od niczego. Mały kapitał, szalony pomysł i podążanie za marzeniami, wizją, która wcale nie musiała się spełnić. A jednak! Rozpoczynali w zupełnie innych realia niż obecnie. Zdarzało się, że pierwsze kroki stawiane były po woli, a dopiero upływ czasu i okoliczności kształtowały ostateczny profil firmy, tak jak w firmie Panta Plast. – Działalność gospodarczą rozpoczęliśmy w 1982 r., uruchamiając produkcję i nadruk na foliach PVC na różnorodny asortyment związany głównie z gospodarstwem domowym, takim jak: obrusy, zasłony, podkładki pod talerze itp. Zaczynaliśmy z jedną zgrzewarką do folii, ale w bardzo krótkim czasie poszerzyliśmy park maszynowy do kilkunastu maszyn. Już pierwsze wyjazdy zagraniczne w 1982 r. do Europy Zachodniej zaowocowały przestawieniem wytwarzanego asortymentu na artykuły szkolne i osobistego użytku – wspomina Małgorzata Kozanecka-Majtczak, specjalista ds. klientów strategicznych oraz współwłaściciel firmy Panta Plast. – Pierwsi w Polsce zaczęliśmy wytwarzać okładki na dokumenty osobiste, które w różnorodnych modyfikacjach produkujemy do dziś. Ponadto produkowaliśmy różnego rodzaju kosmetyczki, które w dużych nakładach eksportowaliśmy na Kubę, do Rumunii czy Bułgarii. W tych czasach największe trudności nastręczał zakup surowca, który był mocno reglamentowany. Problem sprzedaży był niewątpliwie łatwiejszy: rynek był chłonny na nowości, a eksport do dawnych krajów tzw. bloku wschodniego rósł z każdym kolejnym kontraktem – dodaje.
Część firm, takich jak: Biurfol, Granit czy Verte S.A. zaczynała metodą małych kroków i sukcesywnie poszerzała swój asortyment. – Verte S.A. rozpoczęło działalność 18 lat temu. Pierwszymi produktami na rynku były kartki i karnety okolicznościowe. W ciągu kolejnych dwóch lat Verte wprowadziło na rynek torebki ozdobne, następnie poszerzyło ofertę o artykuły szkolne. Początkowo oferowaliśmy produkty pod własną marką, z czasem dodatkowo rozpoczęliśmy projektowanie na licencjach – opowiada Magdalena Fudali, dyrektor kreatywny w firmie Verte S.A.
Istnieją też firmy, które od początku zajmują się wciąż tą samą produkcją, choć wiadomo, że rozwinęły się technicznie czy asortymentowo. Są to NC Koperty, VauPe, Rystor, jak również Typograf. Prezes i jeden z założycieli Typografa, Zbigniew Karcz, tak wspomina swoje początki: – Firma Typograf powstała 1 stycznia 1990 r., założona przez Zbigniewa Karcza i Grzegorza Orwata. Od samego początku zajmowaliśmy się drukami akcydensowymi i drobnymi usługami poligraficznymi. Był to czas, w którym brakowało różnych towarów oraz druków. Największy problem w tamtych latach to zdobycie surowca, papieru. Konkurencja była duża, ale i zapotrzebowanie na druki było duże. Przez lata firma dwa razy zmieniła lokalizację, otworzyliśmy sklep papierniczy, zaczęliśmy handlować artykułami biurowo-szkolnymi. Stworzyliśmy biuroserwis. Druki naszej produkcji zaczęliśmy sprzedawać na terenie całego kraju. Wszystko to zbudowaliśmy ciężką pracą, umacniając swoją pozycję na rynku druków akcydensowych.
Trudności wiązały się nie tylko z brakiem kapitału, odpowiedniego sprzętu czy przychylności władz, ale także z brakiem doświadczenia w tego typu działalności. Ciekawie rozpoczęła się historia firmy VauPe. – W życiu parałem się różnymi zajęciami, a z początkiem lat 90. moje jedyne doświadczenie, iście biznesowe, wiązało się z krótkim handlem warzywami. W latach 80. całkowicie przypadkiem trafiłem na austriacką firmę zajmującą się produkcją tektury i artykułów biurowych, których na polskim rynku jeszcze nie było. Jej przedstawiciele namówili mnie, bym zaczął działać w branży na swoim lokalnym rynku. Tak po prostu. A że byliśmy mocno zacofani jako kraj, bardzo odstawaliśmy od reszty Europy, bo lata szarzyzny zrobiły swoje, można powiedzieć, że miałem asa w rękawie. W Polsce brakowało wtedy właściwie wszystkiego, a surowiec, na którym zamierzałem bazować, pochodził z Zachodu, był więc atrakcyjny już na starcie, bo wysokiej jakości i do tego jeszcze kolorowy. W tamtym okresie rynek jak gąbka chłonął takie pomysły – opowiada Wiesław Pacholski, prezes firmy VauPe.
Pełna niespodziewanych zwrotów akcji była również historia firmy Biurfol, w której funkcję prezesa zmuszona była przyjąć Anna Holz, po tym jak jej tata, Jan Holz, założyciel firmy, niespodziewanie zachorował. – Uczyłam się w szalonym tempie, nabierałam wprawy w zarządzaniu firmą, a pierwszym moim celem było utrzymanie ciągłości jej funkcjonowania – wspomina.
Konkurencja
Obecnie ważnym zagadnieniem dla każdego przedsiębiorcy jest kwestia konkurencji. Na rynku działają naprawdę różnorodne firmy, prawdopodobnie we wszystkich możliwych aspektach i kierunkach. Trudno jest – a może w ogóle się nie da – znaleźć sektor, w którym będziemy działać jako jedyni, a kiedy już taki sobie wygospodarujemy, szybko znajdują się naśladowcy. A jak kwestia ta wyglądała kiedyś, gdy nasi bohaterowie rozkręcali własne biznesy? – Pierwsze lata naszej działalności to był okres budowania rynku biurowo-szkolnego. Wszyscy się uczyliśmy i podpatrywaliśmy wzorce zachodnie. Tworzyły się nowe uregulowania rynkowe; w tym czasie Panta Past była jedną z ośmiu firm założycielskich Izby Przedsiębiorców Branży Biurowo-Szkolnej. Oczywiście wchodziła nowa konkurencja, oparta głównie na korporacjach z Europy Zachodniej. Między nami była wtedy jednak przepaść technologiczna, kapitałowa i organizacyjna. Szybko musieliśmy się uczyć, aby przeorganizować nasze metody, strategię, aby próbować choć minimalnie zniwelować te różnice. To był czas zmian, dużych wzrostów sprzedaży i dużych możliwości rozwoju firm. Rynkowa walka konkurencyjna z czasem stawała się coraz bardziej silna i profesjonalna – opowiada Małgorzata Kozanecka. Starsze firmy, takie jak Rystor (1968 r.) czy Granit (1968 r.), nie wymieniają jednak konkurencji jako przeszkody w rozpoczęciu działalności. W czasach kiedy powstawały, wszystko zależało od władzy. – Granit powstał i funkcjonował w zupełnie innych realiach gospodarczo-ustrojowych. W tamtych czasach nie istniały zasady konkurencyjnego rynku, a pośrednikiem między klientem ostatecznym a producentem były centrale państwowe. Tylko one mogły dokonywać zakupów i dostarczać towary do sklepów. Handel odbywał się na zasadzie całorocznych kontraktów ze wspomnianymi centralami i nikt nie mógł pominąć tego kanału dystrybucji. Przedsiębiorstwo nie miało możliwości prowadzenia samodzielnej polityki cenowej, organizowania promocji, wyprzedaży czy stosowania rabatów ilościowych. W latach 70. XX w. ceny ustalała Komisja Cen, a dokładniej ludzie, którzy nie mieli pojęcia o danym produkcie, jego kosztach wytworzenia czy realnej wartości. Ustalona przez komisję cena nie była zmieniana nawet przez kilka lat. W tamtych latach w naszej branży istniało na rynku kilku dużych producentów państwowych i kilka początkujących prywatnych firm. Oficjalny import towarów był generalnie niemożliwy i zarezerwowany dla państwowych centrali importowo-eksportowych – komentuje Sławomir Bednarek, prezes zarządu firmy Granit Sp. z o.o. Wypowiedź można uzupełnić słowami Waldemara Stachowicza, współwłaściciela firmy Rystor. – Firma Rystor była jedynym w Polsce producentem pisaków kreślarskich. Oczywiście w Europie produkowano rapidografy, jednak dostęp polskiego obywatela do produktów importowanych w tamtym czasie był znacząco ograniczony, co wynikało z ustroju politycznego i polityki rządu. Na rynku krajowym niewątpliwie byliśmy monopolistą.
Najstarszy spośród naszych bohaterów – firma St-Majewski również nie koncentrowała się dawniej na rywalizacji. – Przed 1989 rokiem konkurencja nie była aż tak duża jak obecnie. Było kilka firm, które oferowały m.in. artykuły piśmiennicze na naszym rynku. Ich poczynania bacznie obserwujemy do dzisiaj – mówi Michał Skolimowski – prezes zarządu St-Majewski Sp. Akcyjna Sp.k.
Nieco inne wspomnienia towarzyszą przedsiębiorstwom młodszym, zaczynającym w latach 90. – Konkurencję mieliśmy w każdym oferowanym produkcie. Systematycznie jednak i konsekwentnie poszerzaliśmy ofertę produktową, stawiając na najwyższą jakość, różnorodność i innowacyjność – mówi Magdalena Fudali, Verte.
Swoje miejsce na rynku odnalazła z dużym sukcesem firma NC Koperty, która mimo istniejącej konkurencji szybko pokonała ją bogactwem asortymentu. – Pionierami produkcji kopert w Polsce były NC Koperty oraz WZ Eurocopert. Funkcjonowały jeszcze w początkach lat 90. państwowe zakłady zajmujące się przetwórstwem papieru, w tym produkcją kopert, ale były to głównie najprostsze koperty (C6, C5, C4), klejone na mokro, głównie wytwarzane z papieru brązowego. Użytkowane przez nas maszyny pozwoliły na rozpoczęcie produkcji pełnej gamy kopert samoklejących, które z czasem stały się podstawowym, najpopularniejszym produktem oferowanym na rynku. Przy niedużych wydajnościach maszyn, małej konkurencji oraz olbrzymim zapotrzebowaniu ze strony klientów cała nasza produkcja była sprzedawana na pniu – informuje Tomasz Kisieliński, dyrektor sprzedaży w firmie NC Koperty.
Podobne doświadczenia ma prezes firmy VauPe. – Przez całe lata 90. właściwie nie odczuwaliśmy konkurencji, chociaż oczywiście istniała. My produkowaliśmy, a kolejki samochodów ustawiały się pod firmą i choć pracowaliśmy na pełnych obrotach, sukcesywnie zwiększając produkcję i zarazem zyski, towaru długo nie starczało dla wszystkich. Rynek był wygłodniały, a my dostarczaliśmy produkt zachwycający kolorytem i ciekawym wzornictwem – opowiada Wiesław Pacholski.
ZMIANY, zmiany, zmiany…
Z czasem wszystko się zmienia, wygląd, środowisko, warunki, cechy, podobnie stało się z naszymi bohaterami. Świat poszedł do przodu, a oni z nim. Aby przetrwać i odnieść sukces firmy te musiały, i nadal muszą, nadążyć za potrzebami społeczeństwa, modernizować się, rozwijać, oferować artykuły nowe i ciekawe lub sprawdzone i solidne – a może nawet jedno i drugie. Największe zmiany można zaobserwować u tych najstarszych, a w kwestii wieku zdecydowania na prowadzenia wysuwa się firma St-Majewski – Nasza fabryka działa nieprzerwanie od ponad 127 lat i od początku istnienia dokładamy wszelkich starań, by oferowane przez nas produkty wyróżniała wysoka jakość wykonania oraz bogate i wyszukane wzornictwo. Początkowo znani byliśmy z produkcji ołówków oraz kultowych kredek Bambino. Obecnie jesteśmy największym producentem i dystrybutorem artykułów szkolnych na polskim rynku. Co roku w naszym portfolio pojawiają się setki nowych, modnych produktów: plastycznych (kredki, farby, plastelina, akcesoria), papierniczych (zeszyty, bloki, teczki, papiery kolorowe) i tekstylnych (plecaki, tornistry, piórniki). Oferta St-Majewski dostępna jest w hurtowniach, sklepach detalicznych, internetowych oraz sieciach handlowych na terenie całego kraju. Prężnie rozwijamy również eksport, stąd nasze produkty można spotkać w wielu krajach europejskich, m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech – opowiada Michał Skolimowski, St-Majewski.
Także Ci, którzy zaczynali w latach 60. swoje pierwsze kroki stawiali w czasach zupełnie innych niż obecnie. – Od momentu założenia firmy do chwili obecnej zmieniło się w sumie wszystko. Jedyne, co pozostało niezmienne, to lokalizacja firmy w podwarszawskim Legionowie. Prawie 50 lat istnienia przedsiębiorstwa na rynku musiało zaowocować zarówno rozwojem w technologii produkcji, orientacji rynkowej, rozszerzeniu asortymentu, jak i zmianą samej siedziby. Obecnie firma mieści się w budynku produkcyjno-magazynowym o powierzchni 2400 m2. Większość produkcji jest w pełni zautomatyzowana, w obszarze zarówno obudów plastikowych, jak i montażu wyrobów gotowych – komentuje Sławomir Bednarek. – Firma rozwinęła się pod względem i asortymentu, i miejsc, do których dystrybuuje swoje artykuły. – Granit sprzedaje swoje produkty zarówno w kraju, jak i za granicą. Docieramy z nimi do krajów UE, państw byłego Związku Radzieckiego, jak również do takich miejsc jak Egipt czy Indie. Obecny eksport towarów kształtuje się na poziomie 35–40% – dodaje prezes zarządu firmy Granit Sp. z o.o.
Podobne doświadczenia ma firma Panta Plast. – Trzydzieści cztery lata działalności to szmat czasu i sytuacja na rynku zarówno asortymentowym, jak i geograficznym zmieniała się niezwykle mobilnie. Tak jak to się dzieje w procesie rynkowym, niektóre artykuły stopniowo wymierały, inne rosły. Z czasem wykształcił się silny zakres asortymentowy, skupiony wokół biura i szkoły, ze stałą zdolnością do kreacji nowych artykułów i designu. Corocznie powstawały nowe kolekcje biurowe i szkolne oparte na obecnych światowych trendach wzorniczych. Sprzedaż tego zróżnicowanego i coraz bogatszego asortymentu systematycznie rosła. Marka Panta Plast jest widoczna w prawie wszystkich hurtowniach, sieciach zakupowych i sieciach supermarketów zarówno w Polsce, jak i w kilkunastu krajach Europy i Azji – mówi Małgorzata Kozanecka.
MADE IN POLAND
Długa obecność na rynku to niewątpliwie wyraz opinii konsumentów. Skoro kupują produkt, to znaczy, że są z niego zadowoleni, dostarcza im on satysfakcji i zaspokaja ich potrzeby. Często jednak to nie polskie, ale zachodnie marki kojarzymy z dobrą jakością i wyjątkowością, choć od jakiegoś czasu ten sposób myślenia się zmienia. – Świadomość konsumentów rośnie z roku na rok. Historia odcisnęła swoje piętno. Przez lata produkty importowane kojarzone były z wysoką jakością, a wieloletni brak dostępu do tego rodzaju dóbr sprawił, że narastała chęć ich posiadania. Jednak widzimy, że z dnia na dzień Polacy zmieniają podejście. Ruszyły kampanie społeczne mające na celu uświadomienie konsumentom, że polskie produkty są nie tylko równie wysokiej jakości, ale często wyższej jakości niż zagraniczne. Podkreśla się też wynikające z konsumpcji polskich produktów skutki ekonomiczne takie jak rozwój gospodarczy naszego kraju. Dbamy o jakość naszych wyrobów, tak aby być odpowiedniej klasy alternatywą dla rozpoznawalnych marek dostępnych na rynku, i z przyjemnością obserwujemy wzrost liczby producentów z dumą zamieszczających na produktach napis „MADE IN POLAND” – wyjaśnia Waldemar Stachowicz, Rystor. Bardziej optymistycznie wypada rodzima produkcja, gdy porównamy ją do produktów zza naszej wschodniej granicy. – Musimy pamiętać, że Polska już wcześniej miała dużą moc wytwórczą w porównaniu z innymi państwami naszego regionu. Stąd też naturalne było i jest poszukiwanie polskich produktów, które cieszyły się dobrą opinią jakościową i wzorniczą oraz elastycznością w dostosowaniu się do lokalnych rynków. Na pewno o wiele gorszą sytuację mamy w krajach Europy Zachodniej, gdzie nadal preferowany jest rodzinny patriotyzm gospodarczy, polegający na popieraniu rodzimych marek, a nasze wyroby sprzedawane są z logo innych zachodnich marek. Marzyłoby się przenieść ten sposób narodowej mentalności społecznej i gospodarczej do naszego kraju – komentuje współwłaścicielka Panta Plast.
Jak widać na przykładach, polskie firmy działające w branży PBS radzą sobie bardzo dobrze. Niektóre z nich obecne są na rynku od kilkudziesięciu, inne od kilkunastu lat, a niektóre od ponad stu lat. Wszystkie na tyle długo, aby umocnić swoją pozycję i zyskać zaufanie konsumentów. Kiedyś konkurencja nie odgrywała tak wielkiej roli jak dzisiaj. Przedsiębiorstw nie było dużo, za to władza wprowadzała sporo ograniczeń i utrudnień. Firmy systematycznie dostosowywały się do zmieniających się realiów krajowych we wszelkich możliwych płaszczyznach. Dzięki temu obecne są do dzisiaj nie tylko w kraju, ale również poza granicami Polski. – Współpraca z niemieckim kooperantem jest potwierdzeniem spełniania przez Biurfol najwyższych standardów produkcji i sprzedaży i otwiera przed nami wiele możliwości. Ponadto stanowi solidny fundament w tworzeniu nowych rozdziałów w piszącej się stale historii rozwoju firmy Biurfol – mówi prezes firmy Biurfol, Anna Holz. Warto brać przykład z odważnych wizjonerów, którzy potrafili podążać za swoimi marzeniami.
Joanna Chraniuk